Ten przepis pochodzi z książki Małgorzaty Musierowicz (♥) Całuski pani Darling (Łódź 2008, s. 125-126). Przytaczam go w oryginale:
„Niech Dziecko zacznie od rozpuszczenia 3 dag świeżych drożdży w kubeczku letniego mleka. Trzeba im dosypać łyżeczkę cukru i łyżeczkę mąki, żeby zaczęły pięknie rosnąć, tworząc zaczyn.
Podczas gdy zaczyn rośnie, Dziecko wsypuje do sporego garnuszka 1/2 kg mąki, do tego wlewa wyrośnięty zaczyn, dodaje 2 czubate łyżki cukru, paczuszkę cukru waniliowego, szczyptę soli. Miesza kopystką, łyżką lub łapskami, po czym wlewa do tegoż garnka rozpuszczone masło - trochę więcej niż 1/4 kostki, ale UWAGA! - nie gorące! Letnie!
No i teraz zaczyna się najlepsza zabawa. Wyrabiać ciasto można na różne sposoby, ale dzieci najbardziej lubią miesić ciasto drożdżowe łapami. Więc i nasze Dziecko Kulinarne miesi, wyrabia, babrze się, nurza się w cieście najrozkoszniej w świecie, oblizuje paluchy, a nawet łokcie, po czym znów zanurza ręce w cieście i wyrabia dalej. Ciasto będzie gotowe, kiedy przestanie lepić się do rąk, a nabierze wyglądu zwartego, elastycznego, zaś spod jego powierzchni zaczną wydobywać się bąble powietrza. Wtedy Dziecko kończy miłe zajęcie, odstawia garnek z ciastem w ciepłe miejsce na pół godziny i przykrywa je czystą ściereczką. Kiedy ciasto pięknie urośnie, Dziecko wrzuca do niego rodzynki (całą paczkę, ha! albo i dwie; Pippi na pewno wrzucała trzy) - i natłuściwszy palce masłem formuje z ciasta kulki wielkości piłeczki pingpongowej. Układa je na blasze wyłożonej folią aluminiową, w pewnych odległościach, pamiętając, że ciasto drożdżowe bardzo rośnie podczas pieczenia. Każdą bułeczkę Dziecko smaruje rozmąconym żółtkiem i posypuje makiem albo płatkami migdałów. Bułeczki trzeba piec pół godziny, w piekarniku, którego temperatura nie powinna nigdy przekroczyć 200 stopni.
Bułeczki te pyszne są na ciepło - takie chrupiące, pachnące i rumiane, z masełkiem. Albo na zimno - na przykład z konfiturą. Też pycha. Przepis, jaki podałam, nie zapewni nam bułeczek aż tylu, by przykryły cały stół, ale starczy ich z pewnością dla więcej niż dwojga gości urodzinowych!”*
I co Wy na to? :)
*Moje zmiany:
1. Mleko sojowe zamiast zwykłego
2. Zamiast masła 50 g oleju
3.Zamiast rodzynek dałam suszoną żurawinę
4. Przed formowaniem bułeczek nie tłuściłam palców masłem :]
5.Bułeczek nie smarowała żółtkiem ani nie posypywałam niczym
6.Wierzch bułek posmarowałam lukrem pomarańczowym (sok wyciśnięty z pomarańczy + cukier puder)
Bułeczki wyszły rewelacyjne! Palce lizać! Super przepis:)
OdpowiedzUsuńDzięki ;)
UsuńWyglądają tak smacznie:) Zapraszam do dołączenia przepisu na bułeczki do akcji Domowe Pieczywo dla Alergika. Zasady na Durszlaku. Składniki takie jak należy:)
OdpowiedzUsuńSą naprawdę pyszne :). Zerknęłam na blog Mamy Alergika:), ale napisane jest, że przepisy nie powinny mieć nic z soi, a w moim (niestety) takowe mleko się znajduje. Oczywiście można zastąpić je innym - owsianym na przykład. Pozdrawiam!
UsuńWitam bardzo :))
OdpowiedzUsuńUwielbiam Musierowicz :)
nazwy potraw są niesamowite ;)
Na szybko coś mi kołacze jeszcze " paluszki Anastazji " , a może coś pokręciłam.
Cudownie wyglądają.
Pozdrawiam cieplutko ! <3
Tak, tak - paluszki Aspazji! :) Niestety nie wegańskie, bo to naleśniki z serem, ale może takie z tofu byłyby smaczne? Coś wykombinuję ;).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam takoż!
Na pewno Paluszki Aspazji byłyby smaczne, z tofu wymieszanym z cynamonem, rodzynkami i jakąś pyszną melasą albo syropem z agawy ;P
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam te książki kucharskie Musierowicz, mam wszystkie :D
Bułeczki wyszły Ci pysznie krągłe i pulchniutkie, wgryzłabym się w nie bardzo chętnie <3
Dzięki za pomysł - jak tylko znajdę trochę czasu na pewno będę dalej kombinować z przepisami M. Musierowicz, gdyż je wielbię :P. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń